Refleksje


Ducha Świętego zmagania ze mną...

Siedziałem z tatą przed telewizorem, było kwietniowe, słoneczne południe. Na każdej ze stacji telewizyjnych emitowane były te same obrazki, wszędzie ci sami ludzie, a co najciekawsze było dla mnie wtedy, każda stacja pokazywała co chwila brązową skrzynię, ustawioną na środku dużego placu. Zapytany przeze mnie tato o tę skrzynię, odpowiedział, że to trumna Jana Pawła II. Dla mnie było jasne, skrzynia to skrzynia. Pewnie z jakimś skarbem, myślałem...

Dziś wiem, że owa skrzynia, a raczej jej zawartość to ogromny skarb. Skarb nie tylko dla Polski, lecz dla całego świata. Pamiętam, jak ksiądz na kilka dni po pogrzebie Jana Pawła II mówił na katechezie, że w czasie tej uroczystości na Placu Świętego Piotra był obecny Duch Święty. Jego obecność były dostrzegalna zwłaszcza w postaci ewangeliarza spoczywającego na wieku trumny Ojca Świętego. Silne podmuchy wiatru, co jakiś czas podrygiwały kartami ewangeliarza, do tego stopnia, że w pewnym momencie zamknął się całkowicie. Te podmuchy wiatru, były niczym innym, jak żywym dowodem na obecność Ducha Świętego.

W listopadzie przyszło mi uczestniczyć po raz pierwszy w modlitwie uwielbienia, gdzie Duch Święty w wielu osobach działał ze znaną sobie tylko siłą. Wiele osób płakało, inne z oczami wzniesionymi do góry czekały na Jego przyjście, jedna z dziewczyn upadła na ziemię, zaś jej powieki gwałtownie ruszały się, lecz cały czas przykrywały oczy. Choć okna w pomieszczeniu były zamknięte, po karku biegał zimny wiatr. Po zakończonej modlitwie człowiek stawał się lekki, ktoś powiedział, jakby nowonarodzony. Ja osobiście nie czułem w sobie tych „fajerwerków", o których z taką radością mówili moi przyjaciele.

Minęło kilka miesięcy, przyszła Wigilia Zesłania Ducha Świętego. Znów mogłem uczestniczyć w podobnym do listopadowego nabożeństwie, ale kolejny raz pojawił się ten sam problem, jakoś ciężko było mi się skupić i poczuć obecność Ducha Świętego. Stałem z rozłożonymi rękoma wpatrzony w postać gołębicy u góry ołtarza kościoła, ale nie było tej iskierki. Jakaś niechęć mnie ogarnęła,...ale do czasu, kiedy tydzień później Pan Bóg poprowadził mnie do Jarosławskiego Opactwa. Jest już tradycją, że w pierwsze piątki miesiąca w kościele na terenie Opactwa odbywają się nabożeństwa o uzdrowienie i uwolnienie. Wolą Bożą było, abym i ja mógł uczestniczyć w tym nabożeństwie.

Do końca nie wiedziałem, czym jest to nabożeństwo, ale pojechałem, trochę z ciekawości, trochę z potrzeby serca. Usłyszałem słowa, które brzmią we mnie do teraz. Były to słowa, które spowodowały, że wreszcie potrafiłem poczuć Ducha Świętego, które stały się lekiem na moją niechęć do modlitwy za wstawiennictwem Ducha. Miałem wrażenie, że ksiądz, który prowadził to nabożeństwo wszedł do mojego serca, obejrzał, co jest tam w nieporządku i próbował to naprawić słowami, które kierował do wszystkich. Zrozumiałem, że powodem mojego problemu z Duchem Świętym jest brak miłości, brak umiejętności postrzegania kochania, jako skarbu. Kapłan zalecił, by osoby mające problem z poczuciem Ducha Świętego zwróciły się do Niego o umiejętność kochania. Tak też zrobiłem i po chwili oblał mnie zimny pot, jakaś ogromna siła zablokowała moje ciało, nie potrafiłem drgnąć powiekami, a wszystko dookoła mnie zamarło. Liczyła się tylko złota monstrancja, w której ukryty był biały chleb- żywy i obecny Jezus Chrystus. Nigdy wcześniej nie doznałem takiego uczucia, nigdy o podobnym nawet nie marzyłem, to uczucie było dla mnie znane tylko ze słuchania świadectw ludzi wyzwolonych z nałogów, z filmów, opowieści księży, czy sióstr zakonnych. Kilkanaście godzin po tym wydarzeniu z radością i uśmiechem na twarzy, mogę powiedzieć, że jestem tym szczęśliwcem, którego Duch Święty dotknął, którego wypełnił swoimi darami, a przede wszystkim darem kochania.

I niech mi ktoś powie, że Pan Bóg nie istnieje....

 

ag.


znalezionych: 6
« cofnij -   1  2  3  4  5  6   - wcześniejsze »

© 2024 Parafia pw. św. Andrzeja Boboli w Żurawicy Górnej * Odwiedzin: 1073